Myśleć globalnie, lecz działać lokalnie. „Woda to życie – naprawiać, co się zepsuło”.

wpis w: Artykuły | 0
Mokrzyca – strumień w Górach Izerskich zasilający Kwisę. Fot. Agnieszka Wierzbicka

Od kiedy stwierdzono naukowo i zapisano w podręcznikach, że od milionów lat ogólna ilość wody na Ziemi jest niezmienna od wtedy mieszkańcy Ziemi uznali, że nigdy się nie wyczerpie. Byli przekonani, że odnawia się sama, a jej zasoby są nieograniczone, gdyż krąży w obiegu zamkniętym i w takim razie nigdy nie powinna się wyczerpać.

Zapomnieli, bądź też nie wiedzieli o tym, że jest bardzo dużo wody słonej (97%), a niewiele wody słodkiej (3% w tym 2% to wody podziemne i 1% bezpośrednio dostępnej). Takie wieloletnie postępowanie spowodowało, że zasoby wody możliwej do wykorzystania przez ludzi zostały znacząco uszczuplone. O wodę bezpośrednio dostępną do picia nie wszędzie jest łatwo. Dlatego jest ona cennym surowcem i napięcia polityczne w wielu miejscach na świecie wywołane są przez wodę a konkretnie jej brak. Przyczyniła się do tego radykalna zmiana warunków życia, nadmierna eksploatacja oraz zanieczyszczenie wody pitnej ściekami przemysłowymi, komunalnymi i rolniczymi. Źródła głębinowe wyczerpują się szybko, a odnawiają bardzo powoli.

Antarktyda i pingwiny jej prawowici mieszkańcy. Pixabay.com

Najgorzej, że wiele z nich traci przydatność do użytku, gdy zostanie zanieczyszczona przez ścieki, nawozy czy pestycydy. Dostęp do wody staje się coraz bardziej ograniczony, przez co również kosztuje ona coraz więcej. Większość wody słodkiej w stanie płynnym znajduje się pod ziemią. Znacznie więcej wody zamrożonej jest w lądolodach Antarktydy i Grenlandii, ale te coraz prędzej topnieją.

Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej trzeba było dostosować przepisy do założeń i wymogów europejskich. W szczególności do polskiego prawodawstwa wprowadzono zapisy Ramowej Dyrektywy Wodnej, która zakładała, że do 2015 roku wody na terenie Unii mają osiągnąć stan pozwalający na korzystanie z nich każdemu bez konieczności kosztownego oczyszczania, czyli, że można bez obaw pić wodę z każdego strumienia, rzeki, stawu, jeziora czy wykopanej studni bez uprzedniego przebadania. Niestety. Nie można tego robić gdyż, jak widać, celu nie osiągnięto i nadal wiele wód jest zanieczyszczonych.

Kwitnące włosieniczniki w Kwisie. Fot. Agnieszka Łasica

Wszystkie wody pokrywające kulę ziemską parują do atmosfery tworząc chmury. Parują rzeki, jeziora, morza i oceany, wielkie zbiorniki wodne, parują także rośliny. Na szczęście z zatrutych zbiorników wodnych (wskazują na to badania laboratoryjne) paruje sama woda i nie ma w niej związków chemicznych, które były tam wcześniej rozpuszczone. Tworząc chmury ta czysta woda powraca na powierzchnię Ziemi, jako deszcz, śnieg lub grad. Opady deszczowe tworzą lub zasilają cieki wodne – najpierw małe strumyki, z nich małe rzeczki, które łączą się w duże rzeki. Cały problem polega na tym, że w miarę powiększania się tych rzek przybywa w nich ścieków. Zatem, bogate państwa budują tam gdzie wody są jeszcze czyste, czyli na początku ich biegu, zbiorniki retencyjne (sztuczne jeziora, w których gromadzi się czystą wodę (najczęściej I klasy czystości) po to, by dysponować źródłem czystej wody do produkcji wody pitnej. We wszystkich zbiornikach retencyjnych w Europie można zgromadzić 30% całorocznego opadu deszczu i śniegu. Niestety, polskie zbiorniki zmieszczą tylko 4% opadów, a na dodatek w tych zbiornikach nie zbiera się czystej wody tylko do razu wypuszcza do zanieczyszczonych rzek i dalej do Bałtyku. Tak to z tej wody nie ma żadnego pożytku. Nie służy, jako woda czysta do picia, nie służy do nawadniania pól i nie służy do ogólnej poprawy stosunków wodnych. Państwa, których nie stać na takie rozwiązania są zmuszone czerpać wodę pitną z rzek lub jezior np. Warszawa, Wrocław, Kraków, Szczecin i wiele innych. Wody te niestety są nadal zaśmiecone typowymi odpadami komunalnymi i zanieczyszczone związkami chemicznymi wyrzucanymi bezmyślnie do środowiska. Nie muszą one być tylko wypuszczane bezpośrednio do rzek. Spływają wraz z wodą deszczową, czy z roztopionego śniegu rowami z pól, dróg, podwórek czy domów. Na naszym terenie wodę w kranach mamy dostarczaną ze studni głębinowych (wodociągi) i indywidualnych studni przydomowych.

Jez. Leśniańskie – zbiornik retencyjny na Kwisie. Fot. Agnieszka Wierzbicka

Jest całe mnóstwo działań, które należy podejmować, ażeby radzić sobie i z suszą, i z powodzią. Wodę zatrzymywać lub jej nadmiar niwelować. Cała sztuka polega na tym, żeby osiągać pożądane efekty w obu przypadkach. Przez wiele lat tylko odprowadzano wodę i starano się żeby ta woda schodziła jak najprędzej. Prostowano biegi rzek i robiono z nich zwykłe rynny. Dało to taki efekt, że likwidując meandry skrócono długość przepływu, a co za tym idzie przyspieszono jej bieg. Nie dano wodzie miejsca na rozlanie się ponieważ zabudowywano naturalne tereny zalewowe. Przykładem jest słynny Kozanów wrocławski, który wybudowano na dawnym korycie Odry. Osuszono naturalne tereny podmokłe i bagna pod łąki. Likwidowano torfowiska. Zasypano obniżenia śródpolne, które gromadziły wodę i wilgoć. Wycięto lasy. Usuwano np. zastawki w rowach odwadniających, które kiedyś służyły do przetrzymywania wody. Wypowiedziano wojnę drzewom, miedzom, naturalnym zakrzaczeniom i innym skupiskom roślinności. Jednym słowem przerobiono całkowicie środowisko przyrodnicze.

Ostatnio mamy coraz bardziej do czynienia z  pogodową huśtawką. Raz susza a raz powódź. Susza tak nie przeraża a szczególnie mieszkańców miast. Nie mają oni bezpośredniego kontaktu z uprawami polnymi czy plantacjami. Słyszą w wiadomościach o suszy i o tym, że owoce, warzywa i produkty spożywcze mogą być droższe. Narzekają, ale w ich odczuciu nie jest to problem bezpośredniego zagrożenia życia czy mienia. Problem zaczyna się, gdy w studni zaczyna brakować wody, a w siedzi wodociągowej są przerwy w dostawach. Zupełnie inaczej ma się z powodziami. Tam zagrożenie jest bezpośrednie i wymaga natychmiastowych działań. Tymczasem,często wiele szkód powstałych w wyniku powodzi i podtopień np. na terenie powiatu lubańskiego spowodowanych jest źle działającą siecią odwadniającą. Wiele rowów i urządzeń melioracyjnych jest zaniedbanych, pozbawionych okresowej konserwacji i w efekcie zarośniętych lub zanieczyszczonych odpadami oraz zniszczonych przez ciężki sprzęt. Nagminne jest zasypywanie fragmentów rowów przy budowie przejazdów do pojedynczych posesji lub budowanie przepustów rurowych o zbyt małej średnicy. Wielu mieszkańców nie rozumie zagrożenia, jakie stwarzają sobie, blokując przepływ w rowach i kanałach odwadniających. Bardzo łatwo to zaobserwować podczas obfitych opadów, gdy niemal momentalnie z rowów przydrożnych robią się stawy ze stojącą potem przez wiele dni wodą.

Z każdym dziesięcioleciem było coraz gorzej. Do tego doszły miliardy ton odpadów. 7,5 miliarda ludzi, chce pić, jeść, mieć dach nad głową. Wielu chce mieć samochody, latać samolotami, podróżować, zwiedzać, kąpać się w morzach i oceanach. Jednym słowem wieść rajskie życie lub go choćby przez tydzień czy dwa zakosztować. Metoda łatania nic teraz nie pomoże. Nie wystarczy tylko podwyższyć wały przeciwpowodziowe. Holować góry lodowe, które odrywają się od topniejących lodowców i sprzedawać ich wodę po 300 zł za litr. Aktualna sytuacja wynika z globalizacji. Nie można poszczególnych obszarów traktować jako osobne. Dlaczego? To, co się dzieje w jednej części ziemi skutkuje w innym miejscu. Zmieniają się strefy nadmiaru opadów i pustynnienia. Symulacje zmian pogodowych związanych z globalnym ociepleniem w XXI wieku przewidują zmiany opadów w różnych rejonach Ziemi. Sumarycznie wyparuje z oceanów i równocześnie spadnie więcej wody, szczególnie na obszarach położonych na wyższych szerokościach geograficznych. Jednak olbrzymie rejony globu nie tylko będą tracić wodę w wyniku przyspieszonego parowania w wyższej temperaturze, ale będą także otrzymywać dużo mniej wody opadowej. Na skalę lokalną  przykładem tego jest Wielkopolska. Po wojnie urzędnicy tworzącej się administracji państwowej pracowali na dokumentacji poniemieckiej, bo tylko taką dysponowali, na Ziemiach Zachodnich. Już wtedy wyznaczono obszary zagrożone pustynnieniem. Nikt przez lata się tym nie przejmował. A teraz krzyk i rozpacz.  Gwałtowne nawałnice i huragany. Długie okresy suszy.  Coraz bardziej palące słońce. Coraz szybciej parująca gleba.

Wiele zjawisk wywołanych jest zachłannością ludzi. Wycinane lasy tropikalne pod pastwiska dla bydła hodowanego na hamburgery. Te lasy nie odrosną w ciągu 100 lat.

Tak naprawdę to, raptem przez 100 lat, ludzkość radykalnie zmieniła warunki życia na Ziemi. Czy pojedynczy mieszkańcy mogą coś z tym zrobić?  Tak. Możemy zrobić bardzo wiele. Pod warunkiem, że będziemy to robić wszyscy, albo jak najwięcej z nas. Niestety, część społeczeństwa jest nie do wyedukowania (działa na nich tylko przymus). Oczywiście wraz z prawidłowymi zachowaniami pojedynczych osób musi równolegle nastąpić zmiana w funkcjonowaniu poszczególnych krajów i ich przywódców. Politycy mogą zrobić bardzo wiele dobrego, ale mogą też działać przeciwnie. Nie jest to jednak usprawiedliwienie. Nikt nas nie zwolni od odpowiedzialności.

Bóbr – mieszkaniec Kwisy. Fot. Grzegorz Bereziuk

Kilka przykładów tego, co może zrobić każdy z nas:

  • Nie wyrzucać odpadów do wody.  Np. Kwisą płyną puszki, butelki po napojach i wiele innych przedmiotów wyrzucanych z mostów i brzegów. Dotyczy to nie tylko naszej głównej rzeki, ale też jej dopływów.
  • Zlikwidować nielegalny odpływ do rowów przydrożnych ze zlewów kuchennych lub umywalek w łazience. Latem bije smród z tych miejsc „aż miło”.
  • Nie myć pojazdów na podwórkach tylko w profesjonalnych myjniach.
  • Sadzić zieleń wzdłuż ulic, która nie dopuszcza do wymywania gruntu.
  • W życiu codziennym oszczędzać wodę prostymi sposobami. Jak to robić?

Podpowiadamy na naszej stronie „Jak oszczędzać wodę. 8 prostych sposobów”.

  • Na niedobór wody warto zastosować też własną małą retencję. Dużą rolę mają właściciele ogrodów. Powinni docenić rośliny hydrofitowe. Sadzić wokół oczek wodnych, stawów, rowów rośliny zatrzymujące wodę i ją oczyszczające, np. knieć błotna (kaczeniec), kuklik zwisły, sitowie igłowate, które usuwają zanieczyszczenia zbierane przez deszczówkę przepływającą przez drogi czy dachy. Zakładać swoje małe ogrody deszczowe.
  • Darmowego wsparcia udzielają bobry – genialni specjaliści od hydrotechniki. Dzięki nim uratowany został rezerwat wrzośca bagiennego Brzeźnik w gminie  Nowogrodziec. Przywróciły też prawidłowe stosunki wodne w wysychających już Borach Dolnośląskich.

Agnieszka Wierzbicka kierownik RCEE

W opracowaniu korzystałam z Programu Ochrony Środowiska dla Powiatu Lubańskiego na lata 2017-2020 z perspektywą do roku 2024

„Przez suszę zaczyna brakować wody w studniach. Problemy mogą mieć też elektrownie” ,Opracowanie: rmf24, Malwina Zaborowska

Zasoby wody – Polska Fundacja Ochrony Zasobów Wodnych

Na zdjęciu wprowadzającym Mokrzyca – strumień zasilający Kwisę w Górach Izerskich, fot. A. Wierzbicka